Najbardziej nieprzewidywalną i niebezpieczną rzeczą w
ludziach są emocje. Ci, którzy działają pod ich wpływem, stają się groźni. Nie
kierują się rozumem, nie kierują się nawet sercem. Złe emocje skłaniają nas do
czynów, których po przemyśleniu nigdy byśmy nie popełnili. Kiedy wpadniemy w
ich władanie, wszystko zostaje przyćmione: umysł, uczucia. Nic nie może dojść
do głosu. Emocje skutecznie to zagłuszają. Nie działamy racjonalnie. Jesteśmy
jak pod wpływem jakiegoś narkotyku, który skutecznie wycisza nasze myśli i
sumienie. Wiele zbrodni popełnia się w afekcie. Ktoś się rozgniewa czy
przestraszy i w sekundę odbiera życie drugiemu człowiekowi. Kiedy indziej to
porządanie odbiera zdolność racjonalnego myślenia i sprawia, że ludzie są w
stanie okrutnie kogoś skrzywdzić. Tak właśnie było w tym przypadku.
Kiedy wylądowali w mieszkaniu Gareta, Hermiona z
przerażeniem uświadomiła sobie kilka rzeczy. Po pierwsze, nikt z jej przyjaciół
nawet nie wie jak wygląda ten mężczyzna. Po drugie, nie ma on wobec niej
dobrych zamiarów. Po trzecie, odebrał jej różdżkę i teraz jest kompletnie
bezbronna. I po czwarte, chyba najgorsze, Hermiona nie znała tej dzielnicy. Nie
miała nawet pojęcia czy są jeszcze w ogóle w Anglii. Tu nikt jej nie pomoże. Spojrzała
na porywacza, który wciąż z całej siły ściskał ją za ramiona. Niemal czuła, jak
jego silne palce miażdżą jej kości. Starając się opanować strach, zerknęła na mężczyznę.
Wpatrywał się w nią szeroko otwartymi oczyma, z których wprost biło szaleństwo.
Oddychał ciężko, prawie sapał. Oczywistym było, że zabrał ją tu w jednym celu i
na pewno nie wypuści dopóki nie dostanie tego, czego chce. Musiał
dostrzeć malujące się na jej twarzy śmiertelne przerażenie, bo nagle uśmiechnął
się lubieżnie, odsłaniając swoje równe, białe zęby. Już nie był taki przystojny.
- No, księżniczko, to na co masz ochotę?
- No, księżniczko, to na co masz ochotę?
- Chcę wrócić do domu. Wypuść
mnie! – Resztki wojowniczej Hermiony dorwały się do głosu.
- Och, kochanie, chyba nie chcesz
przerwać wieczoru, który tak mile się rozpoczął? – Garet wciąż się uśmiechał.
Położył swoją dłoń na policzku kobiety i powiódł palcem od jej ucha, po szyi,
aż do obojczyków. Tam zatrzymał swój wzrok. – Myślę, że Twoja porywcza natura
sprawdzi się w zupełnie innym miejscu. Koniecznie muszę zbadać swoje
przypuszczenia. – To mówiąc, wciąż błądził dłonią po ciele kobiety jednocześnie
nie odrywając wzroku od jej twarzy. Napawał się jej strachem.
- Jesteś obrzydliwy – syknęła,
kiedy poczuła spoconą dłoń pod sukienką. Zadrżała, a do oczu napłynęły jej łzy.
- Podoba ci się? Wiem, że ci się
podoba! – Przycisnął ją do siebie, a ona korzystając z okazji splunęła mu
prosto w twarz. – Ty mała suko! – Rozgniewała go. Pchnął ją na ścianę z taką
siłą, że odbiła się od muru z głuchym dźwiękiem. Syknęła z bólu, ale nie
upadła. Chciała chwycić stojącą w pobliżu lampkę, ale Garet był szybszy.
Machnął różdżką i natychmiast niewidzialne więzy skrępowały jej ręce. – Byłem
miły, ale ta gra przestaje mi się
podobać. – Zakneblował ją, a kolejnym zaklęciem przeniósł na wilgotny,
śmierdzący materac. Już się nie uśmiechał. – Pamiętasz jak narzekałaś na
swojego mężusia? Teraz wreszcie poczujesz prawdziwego mężczyznę. – Z
zaciśniętymi ustami rozdarł jej białą sukienkę i pochylił się nad wychudzonym
ciałem. Gniew mieszał się w nim z pożądaniem. Kiedy odsunął się nieco by
rozpiąć spodnie, Hermiona zebrała całą swoją siłę i kopnęła mężczyznę
najmocniej jak potrafiła. Oprawca przechylił się do tyłu i spadł z łóżka.
Wrzasnął gniewnie. Gdy się podniósł, dyszał z wściekłości. Kobieta wiedziała,
że teraz już nic go nie powstrzyma. Nie chciała jednak dać mu satysfakcji. Nie
rozpłakała się. Nie łkała. Nie błagała. Nie zamknęła nawet oczu. Patrzyła na
niego z nienawiścią przez cały czas, dopóki nie skończył.
- Bolało? – zapytał zachrypłym
głosem, kiedy wreszcie się od niej odsunął. Hermiona wbiła w niego swój
wściekły wzrok. – Ach, jeszcze ci mało? – zaśmiał się. – Dobrze, daj mi
minutkę, zaraz to poprawimy – dodał i znów położył na niej swoje mokre od potu
dłonie. Sześć
godzin później, wyczerpany porywacz wreszcie usnął. Nawet wspomaganie magią nie
było w stanie poradzić sobie z tak intensywną
eksploatacją organizmu. Tuż przed świtem miarowy oddech mężczyzny
uświadomił Hermionie, że jej oprawca zapadł w sen. Dopiero wtedy pozwoliła, by
jedna, samotna łza spłynęła po jej policzku, zostawiając za sobą brudny ślad
tuszu do rzęs.
Tego
wieczoru w jednym z domów w Dolinie Godryka panował ogromny chaos. Państwo
Potterowie wezwali do siebie całą rodzinę, Harry postawił na nogi połowę Biura
Aurorów. Po tym, jak otrzymał patronusa z prośbą o pomoc chciał teleportować
się tak, jak stał. Ginny jednak w porę go zatrzymała i poprosiła o rozsądek. „W
pantoflach i piżamie raczej jej nie pomożesz”, powiedziała. Zdecydowali się
więc zorganizować akcję ratunkową. Artur i George wybrali się na Pokątną
popytać ludzi czy któryś z nich czegoś nie widział. Molly została w domu z
dziećmi, na wypadek gdyby jej synowa jakimś cudem jednak wróciła. Harry z
grupką aurorów mieli przeczesywać okolicę w pobliżu Ministerstwa, a Ginny i
Angelina postanowiły zacząć od kawiarni, o której pani Potter tyle słyszała od
przyjaciółki. Wybór tych ostatnich okazał się strzałem w dziesiątkę.
-Więc o której wyszli? – ponowiła pytanie
czarnoskóra kobieta. Przepytywały kelnera od dobrych kilku minut i z bijącym
sercem starały się uporządkować fakty.
- Zdaje mi się, że koło
osiemnastej, ale głowy nie dam. Strasznie dużo mieliśmy roboty. Wie pani,
dzikie tłumy, co ja bym się tam oglądał za jedną babeczką, szczególnie jeśli
siedziała z facetem.
- Właśnie, a ten mężczyzna? Zna
go pan? To ten sam, z którym się tu spotykała? – wtrąciła Ginny.
- No tak, byli stałymi klientami.
Ale on to taki raczej nieprzyjemny był. Znaczy… no przy tej kobitce to taki
dość. Kłaniał się, krzesło odsuwał i takie tam, ale generalnie to coś mi się
nie widział. Jak na nią czekał to ani be a ni me, mrukliwy jakiś i nieuprzejmy.
No, cholera, nawet nie umiał za kawę podziękować jak się mu przyniosło. A o
napiwku to nie wspomnę!
- Dobrze, dobrze. Wie pan, jak
się nazywa? – spytała Angelina.
- Albo dokąd poszli? Może
usłyszał pan coś, kiedy wychodzili? – drążyła Ginny.
- Wypraszam sobie! Insynuować, że
ja podsłuchuję? Jeśli przyszły tu panie żeby mnie obrażać… - kelner zadarł
głowę w drugą stronę z urażoną miną.
- Ależ absolutnie nie miałyśmy
takiego zamiaru! Sądziłam, że może niechcący
coś dotarło do pana uszu, kiedy akurat podawał pan zamówienie – sprostowała
rudowłosa, uśmiechając się czarująco i jednocześnie przesuwając po blacie galeona.
- Cóż, skoro tak… - mężczyzna
zerknął kątem oka na monetę i spoglądając gdzieś w dal wsunął pieniądz do
kieszeni. – Mogło mi się zdawać, ale ten Garet wspomniał coś o jakimś parku.
Nic więcej nie słyszałem.
- Dziękujemy panu za pomoc! –
zawołała jeszcze Angelina, kiedy Ginny ciągnęła ją w stronę wyjścia.
Od
kilku dni Hermiona nie zmrużyła oka. Nie jadła, nie piła, nie spała. Garet
wychodził codziennie na parę godzin, a kiedy wracał, powtarzał swoje okrutne
tortury. Wycieńczona zakładniczka nie miała już siły nawet walczyć. Leżała
nieruchoma i patrzyła w sufit, jak w letargu.
- Wiesz, spodobało mi się. Chyba
zostawię cię sobie na zawsze – sapnął Garet między jednym a drugim pchnięciem.
– Tylko ta pozycja trochę mi się nudzi. Uwolniłbym cię, żebyś mogła przejąć
inicjatywę, ale trochę nie do twarzy mi z siniakami – dorzucił, stukając palcem
w ślad, który kilka dni temu pozostawiła stopa kobiety na jego klatce
piersiowej. Nie doczekawszy się żadnej
reakcji, powrócił do poprzedniego zajęcia, z każdym ruchem zadając drobnemu
ciału kobiety coraz większy ból.
- Kto by pomyślał? Taka cnotliwa,
a tu proszę. Ciekawe czy Weasley wiedział, że jego żona jest dziwką – do
uśpionej świadomości Hermiony wdarł się kobiecy głos. Wciąż lekko otumaniona,
poruszyła się by odnaleźć jego właścicielkę. W drzwiach pomieszczenia stała
wysoka, smukła postać, a jej twarz wydała się byłej Gryfonce znajoma. Wysiliła
wzrok, a nowoprzybyła postąpiła kilka kroków do przodu.
- Och, błagam, Astorio, nie teraz! – westchnął teatralnie Garet, nie przerywając swojej czynności.
- Och, błagam, Astorio, nie teraz! – westchnął teatralnie Garet, nie przerywając swojej czynności.
- Widzę, że świetnie się bawisz,
ale mógłbyś przestać kiedy ze mną rozmawiasz. To odrażające. – Kobieta zwracała
się do bruneta, ale wpatrywała się w Hermionę z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Astorio, mogłabyś wrócić za
parę minut? – oddech mężczyzny przyspieszał.
- Natychmiast ją wypuść. Nie chcę
jej tu widzieć – warknęła i odwróciła się w stronę wyjścia. – Czekam w salonie
– rzuciła przez ramię, opuszczając pokój. Trzaśniecie drzwi zlało się z pełnym
satysfakcji westchnięciem spełnionego mężczyzny.
Słońce, ku ogromnej uldze mieszkańców Londynu, chyliło się
już ku zachodowi. Jego czerwona poświata nadawała specyficznego uroku miastu,
przedzierając się między starymi i nowoczesnymi budynkami, które wspaniale ze
sobą kontrastowały.
Dojrzała kobieta o zmęczonej twarzy kierowała się w stronę starego, zapomnianego parku. W lewej dłoni ściskała cieżką torbę z zakupami, zaś w prawej wielką skórzaną walizkę. Tuż za nią wolno kroczył młody chłopak. Ręce schowane miał w kieszeniach jeansów. Podwinięte rękawy koszuli i niedopięte guziki wskazywały na swobodny styl bycia mężczyzny. Jego głowa była opuszczona. Prawdopodobnie patrzył na swoje eleganckie buty z najnowszej kolekcji słynnego projektanta. Ciemna grzywka opadała mu w nieładzie na czoło, na którym widoczna była pionowa zmarszczka. Najwyraźniej głęboko nad czymś myślał. W pewnej chwili kobieta, której twarz w świetle zachodzącego słońca była jeszcze bledsza niż zwykle, zatrzymała się gwałtownie, a torby wypadły z jej rąk. Zasłoniła rozdziawione usta dłonią i niemo przywołała do siebie syna. Ten niechętnie podniósł wzrok ze swoich butów i zbliżył się do matki. Podążył wzrokiem w kierunku wskazanym przez kobietę i zamarł.
Dojrzała kobieta o zmęczonej twarzy kierowała się w stronę starego, zapomnianego parku. W lewej dłoni ściskała cieżką torbę z zakupami, zaś w prawej wielką skórzaną walizkę. Tuż za nią wolno kroczył młody chłopak. Ręce schowane miał w kieszeniach jeansów. Podwinięte rękawy koszuli i niedopięte guziki wskazywały na swobodny styl bycia mężczyzny. Jego głowa była opuszczona. Prawdopodobnie patrzył na swoje eleganckie buty z najnowszej kolekcji słynnego projektanta. Ciemna grzywka opadała mu w nieładzie na czoło, na którym widoczna była pionowa zmarszczka. Najwyraźniej głęboko nad czymś myślał. W pewnej chwili kobieta, której twarz w świetle zachodzącego słońca była jeszcze bledsza niż zwykle, zatrzymała się gwałtownie, a torby wypadły z jej rąk. Zasłoniła rozdziawione usta dłonią i niemo przywołała do siebie syna. Ten niechętnie podniósł wzrok ze swoich butów i zbliżył się do matki. Podążył wzrokiem w kierunku wskazanym przez kobietę i zamarł.
- Dzwoń
po pogotowie – szepnęła kobieta i ruszyła w kierunku nagiego ciała skulonego w
cieniu drzew.
Na zewnątrz nadal panował mrok, jednakże bystrzejsze oczy mogły wyłapać jasną poświatę na horyzoncie. Wkrótce zacznie świtać. Światło znowu ogarnie Ziemię i przytuli do siebie jak małe dziecko. Ucałuje w czoło i ciepłym promyczkiem pogłaska policzki, wywołując uśmiech na ludzkich obliczach. Niestety, zanim to nastąpi trzeba pokonać ciemną, nieprzeniknioną noc, która pochłania w całości; która daje ukojenie poprzez sen, ale też napawa przerażeniem i grozą. Najciemniejsza noc jest przed świtem. Jakże prawdziwe są te słowa! Zanim doczekasz się utęsknionego światła, upragnionego szczęścia, czeka cię ciężka próba. Ciemność otuli cię swoim płaszczem, ukryje pod swoimi skrzydłami. Będzie chciała tobą zawładnąć, okryć twój umysł. Jeśli się jej wystraszysz i zapalisz światło, nie zobaczysz wschodzącego słońca. Jeżeli jednak pokonasz ją i nie pozwolisz się otumanić, zobaczysz coś, co niewielu oglądało. Ujrzysz budzące się słońce, które stopniowo wedrze się do twojej duszy i tchnie w ciebie nadzieję. To właśnie nagroda za odwagę, za upór i cierpliwość.
Na zewnątrz nadal panował mrok, jednakże bystrzejsze oczy mogły wyłapać jasną poświatę na horyzoncie. Wkrótce zacznie świtać. Światło znowu ogarnie Ziemię i przytuli do siebie jak małe dziecko. Ucałuje w czoło i ciepłym promyczkiem pogłaska policzki, wywołując uśmiech na ludzkich obliczach. Niestety, zanim to nastąpi trzeba pokonać ciemną, nieprzeniknioną noc, która pochłania w całości; która daje ukojenie poprzez sen, ale też napawa przerażeniem i grozą. Najciemniejsza noc jest przed świtem. Jakże prawdziwe są te słowa! Zanim doczekasz się utęsknionego światła, upragnionego szczęścia, czeka cię ciężka próba. Ciemność otuli cię swoim płaszczem, ukryje pod swoimi skrzydłami. Będzie chciała tobą zawładnąć, okryć twój umysł. Jeśli się jej wystraszysz i zapalisz światło, nie zobaczysz wschodzącego słońca. Jeżeli jednak pokonasz ją i nie pozwolisz się otumanić, zobaczysz coś, co niewielu oglądało. Ujrzysz budzące się słońce, które stopniowo wedrze się do twojej duszy i tchnie w ciebie nadzieję. To właśnie nagroda za odwagę, za upór i cierpliwość.
Hermiona
przyzwyczajona była do budzenia się równo z brzaskiem poranka. Jak na
przykładną żonę przystało, codziennie przygotowywała mężowi śniadanie,
prasowało ubranie, budziła go do pracy, sprzątała mieszkanie i odprowadzała
syna do mugolskiego przedszkola, a na końcu, w pośpiechu i pod presją zajmowała
się sobą. Mimo to, zawsze była pozytywnie nastawiona do życia. Nie narzekała,
gdyż przekonana była, że mogło być znacznie gorzej. Dziękowała Bogu za zdrowe
dzieci, za dobrą pracę i wspaniałych przyjaciół. Była pewna, że to wschodzące
słońce tak na nią działa. W pewnej chwili była Gryfonka zorientowała się, że
nadal pogrążona jest we śnie, a zapewne jest już pora, by wstać i przygotować
śniadanie. Poruszyła się nieznacznie, a jej powieki zadrżały, jednak nie
otworzyła ich. Całe ciało paliło i piekło, ale skąd wziął się ten ból? Wróciła
myślami do wydarzeń poprzedniego wieczoru. Garet. Astoria. Park.
Ale co działo się z nią teraz? Gdzie była? Umarła? Wzięła głęboki wdech, choć
ból rozsadzał jej płuca. W nozdrza uderzył ją doskonale znany zapach terpentyny
i środków dezynfekujących. Woń odkażaczy towarzyszyła jej od dziecka, była
przecież córką dentystów.
- Budzi się – usłyszała podniecony
szept gdzieś w pobliżu.
- Pójdę po doktora – drugi,
równie cichy głos zadrżał w powietrzu.
- Spokojnie, kochanie, już
wszystko dobrze. Jesteśmy przy Tobie – Czuły, ciepły dźwięk. Tak miły dla uszu.
Wciąż przestraszona, Hermiona odważyła się uchylić powieki. Światło oślepiło ją
jednak i natychmiast je zamknęła. Spróbowała jeszcze raz. Zamrugała kilka razy,
a kiedy obraz się wyostrzył, nieśmiały uśmiech wpłynął na twarz kobiety.
- Ginny… - wychrypiała, jakby
nieswoim głosem.
- Ciii… cichutko, kochana. Nic nie mów. Ja wszystko wiem. Wszystko wiem.
– Rudowłosa przyłożyła do ust wychudzoną dłoń przyjaciółki i pozwoliła popłynąć
łzom. Hermiona znów była bezpieczna.