Draco Malfoy i jego żona Astoria jedli śniadanie, gdy do
pokoju wleciały trzy sowy i usiadły w rządku, na specjalnie przygotowanym
pręcie. Każda z nich miała przywiązaną do nóżki przesyłkę. Mężczyzna od razu
rozpoznał ptaki: jeden z nich przyniósł „Proroka Codziennego”, drugi należał do
Daphne, jego szwagierki. Tylko ostatnia sowa była nieznana blondynowi i to
właśnie ona przykuła jego uwagę. Mężczyzna obdarzył żonę przelotnym
spojrzeniem, złożył sztućce na swoim talerzu sygnalizując w ten sposób, że
skończył już posiłek. Odczekał cierpliwie aż Astoria zrobi to samo, po czym
wstał od stołu i podszedł do ptaków. Odwiązał przesyłki od ich nóżek, podał
dwie pierwsze blondynce a sam niepostrzeżenie wsunął trzeci list do kieszeni
spodni.
-
Nakarm te pierzaste darmozjady i niech mi stąd znikają – Malfoy rozkazał
młodziutkiej skrzatce, która pojawiła się znikąd. – Za ten dywan zapłaciłem
równowartość miesięcznej pensji Ministra Magii i nie zamierzam czekać aż zmieni
wzór na nakrapiany – mruknął jeszcze na odchodne, spoglądając z pogardą na
zwierzęta. Chwycił kubek z kawą i szybkim krokiem udał się na piętro,
zostawiając w jadalni żonę pochłoniętą przyswajaniem nowinek od siostry.
W Ministerstwie Magii jak zwykle
głośno było od rozmów, stukotu eleganckich butów pracowników i odgłosu
zatrzaskiwanych drzwi. Dźwięki te tworzyły razem swoistą muzykę, rozumianą
tylko przez urzędników. Szuranie krzeseł, szelest papieru, chrobot pióra po
pergaminie. Wszystko tak powtarzalne, przewidywalne. Wszystko takie znajome.
Tylko urzędnicy potrafili docenić tę lokalną melodię. Hermiona siedziała
właśnie w swoim gabinecie i pocierając skronie wsłuchiwała się w tę przedziwną
muzykę. Od rana głowa bolała ją niemiłosiernie, ale znajome dźwięki ją
uspokajały.
- Pani
Weasley? – rozległ się głos zza drzwi. – Czy wszystko w porządku?
- Tak, Liso, o nic się nie martw. Eliksir co prawda nie poradził sobie z bólem, ale przynajmniej nieznacznie go uśmierzył. – Urzędniczka uśmiechnęła się do swojej sekretarki, wychylając się z gabinetu. – Masz dla mnie coś ciekawego?
- Tak, Liso, o nic się nie martw. Eliksir co prawda nie poradził sobie z bólem, ale przynajmniej nieznacznie go uśmierzył. – Urzędniczka uśmiechnęła się do swojej sekretarki, wychylając się z gabinetu. – Masz dla mnie coś ciekawego?
- Nie,
pani Weasley, nic nowego. Chociaż… - sekretarka się zawahała. Zmarszczyła czoło
i zaczęła przetrząsać stos papierów zalegających na jej małym, jasnym biurku. Cóż,
młoda dziewczyna najwidoczniej nie była specjalnie pedantyczna. Hermiona ze
zgrozą zauważyła, że zajmowana przez Lisę przestrzeń wprost tonęła w
dokumentach, poczcie i zupełnie zbędnych bibelotach. Wzięła do ręki przesadnie
pstrokatą figurkę krasnala, tak kiczowatą, że fakt ten niemal napawał grozą. Jak
coś tak małego mogło tak bardzo obrażać poczucie estetyki? Hermiona skrzywiła
się nieznacznie i odstawiła postać na biurko.
- To na
szczęście, od mojego byłego – odezwała się cicho sekretarka, podnosząc na
moment głowę znad sterty pergaminów. – Nie miał najlepszego gustu – dodała, uśmiechając
się przepraszająco. Brunetka odchrząknęła i wygładziła dłońmi swoją ołówkową spódnicę.
Zaczynała się niecierpliwić, ale nie chciała poganiać dziewczyny.
- A
czego właściwie szukasz? – zaczęła ostrożnie.
- Rano
ktoś przysłał wiadomość – przytłumiony głos dziewczyny dochodził teraz spod
biurka – nie posiadała oznaczenia Ministerstwa, a zawsze prosiła pani, żeby
prywatne sprawy przekazywać dopiero w
porze lunchu – dorzuciła, wychylając na chwilę swój blond kucyk, po czym
znów zanurkowała. – Mam! – zawołała po krótkiej chwili. Okrzyk radości został
jednak lekko zagłuszony przez głuchy dźwięk.
– Ajajaj… Proszę, pani Weasley. – Sekretarka
podała Hermionie mały liścik, jednocześnie rozmasowując sobie drugą ręką rosnącego
w oczach guza. Urzędniczka podziękowała i zniknęła za drzwiami swojego gabinetu.
Z ciekawością przyglądała się maleńkiej kopercie. Nie znała tego charakteru
pisma. Usiadła przy swoim wielkim, dębowym biurku i nie odrywając wzroku od
listu, przesunęła wszystkie przedmioty na skraj blatu. Chudymi palcami rozdarła
kopertę.
Trzynasta. U Ciebie.
Brunetka
zmarszczyła czoło. Przebiegła wzrokiem po tekście jeszcze raz i jeszcze raz. Co
to, do diaska, znaczy? To pewnie jakiś
głupi żart – przeszło jej przez myśl. Wyrzuciła list do kosza i po raz
kolejny potarła skronie. Po chwili doszła do wniosku, że mimo wszystko nie
zaszkodzi sprawdzić. Nawet jeśli to durny dowcip, to może przynajmniej odkryje
pomysłodawcę tego wybitnie niezabawnego kawału. Spojrzała na zegarek. Było
piętnaście po pierwszej. No cóż, może kawalarz jeszcze na nią czekał. Zostawiła
na biurku wiadomość dla sekretarki i zniknęła z cichym pyknięciem.
Kiedy sekundę
później stanęła przed swoimi drzwiami, ze zdziwieniem odkryła, że są otwarte. Pchnęła
je delikatnie i – trzymając różdżkę w pogotowiu – po cichu weszła do środka. Rozejrzała
się po kuchni. Wszystko wyglądało tak jak zwykle. Zajrzała do salonu, ale tu
również nie zanotowała niczego niepokojącego. Pięknie dałam się nabrać. Jak małe dziecko. Hermiona była na siebie
zła. Prychnęła pod nosem i już chciała schować różdżkę, kiedy do jej uszu
dotarł jakiś niepokojący dźwięk. Stanęła u stóp schodów i zaczęła nasłuchiwać.
Tak, ktoś był na piętrze. Z mocno
bijącym sercem zaczęła wspinać się do góry. Niestety, z każdym kolejnym krokiem
odgłosy stawały się wyraźniejsze, a w krew w żyłach brunetki zaczęła krążyć z
prędkością światła. Ostatnie stopnie pokonała już biegiem. Dopadła do drzwi
sypialni i stanęła w progu jak wryta. Potwierdziły się jej najgorsze
obawy. Oto na ich wspólnym łóżku, łóżku na którym poczęła się dwójka ich
dzieci, na którym przeżyli razem tyle cudownych chwil, Ron zabawiał się z inną
kobietą! Oboje byli właśnie w szczytowym momencie, a krzyki rozkoszy
rozdzierały martwą ciszę, która otoczyła serce i umysł Hermiony. Czuła się tak,
jakby właśnie umarła. Patrzyła na tę scenę szeroko otwartymi oczyma. Nie była w
stanie wykrztusić ani słowa, nie potrafiła krzyczeć, płakać ani się złościć.
Nie była zdolna nawet drgnąć. Kiedy ciała obojga kochanków opadły bezwładnie na
łóżko, brunetka odezwała się beznamiętnym tonem:
- Kiedy wrócę, ma cię tu nie być.
Spakuj się i zabierz wszystkie swoje rzeczy. Nie chcę cię nigdy więcej widzieć.
– Zaskoczył ją spokój, z jakim wypowiedziała te słowa. Głos ani raz jej nie
zadrżał, był zupełnie wyprany z emocji.
- Hermiona, słuchaj, to nie tak! –
Rudzielec poderwał się z łóżka i podbiegł do swojej żony. Ta jednak zatrzymała
go wyciągając przed siebie różdżkę. Mężczyzna natychmiast się cofnął.
- Zachowaj te żałosne wymówki dla
siebie. Wszystko jest jasne. Bardzo jasne. Wynoś się z mojego życia i nigdy
więcej nie zbliżaj się ani do mnie, ani do moich dzieci. – Mówiąc to nie
zaszczyciła Rona ani jednym spojrzeniem.
- Nie możesz mi zabronić się z
nimi widywać! – wrzasnął wojowniczo rudzielec, ale natychmiast tego pożałował.
- Och, błagam – mruknęła zirytowana
kobieta i spojrzała na męża wzrokiem tak gniewnym, jakiego jeszcze nigdy u niej
nie widział. Ten obłęd napawał go strachem. Najmądrzej byłoby teraz milczeć,
ale Ron niestety nigdy do rozsądnych ludzi nie należał.
- Skarbeńku, ja ci to wszystko
wytłumaczę!
- Nie mów do mnie „Skarbeńku”! –
warknęła rozeźlona. – I zakryj się, na miłość boską, bo nie mogę na ciebie
patrzeć. – Rudzielec natychmiast skrzyżował dłonie w kroku, jednocześnie
rumieniąc się jak burak. – Masz dwie godziny – dorzuciła jeszcze i
teleportowała się, nie zaszczycając kochanki męża ani jednym spojrzeniem. Może
to i dobrze, bo widok czarnowłosej nastolatki i jej perfidnego uśmieszku na
pewno nie wpłynąłby dobrze na skołatane nerwy Gryfonki.
- Draco, ostatnio dziwnie się zachowujesz! To
niedopuszczalne! Co się z tobą dzieje?! Psujesz mi opinię! Na bankiecie z okazji
80 urodzin mojego dziadka byłeś nieuprzejmy, unikałeś ludzi, siedziałeś w
jakimś kącie i upijałeś się do nieprzytomności. To ma być arystokrata?! Nie
wiem dlaczego zgodziłam się za ciebie wyjść. Miałam tyle innych propozycji!
Jacob Steward, Billy Pile, Nathan Cradle, Patrick Leaflet, Sam Faeces... Draco!
Możesz na mnie patrzeć kiedy do ciebie mówię?! - Astoria krzyczała od dobrych
kilku minut, tymczasem jej mąż siedział w fotelu i ze znudzeniem obserwował widok
za oknem. Leniwie odwrócił głowę i z kpiącym uśmiechem spojrzał na żonę.
- Ugh! - kobieta była całkowicie wyprowadzona z równowagi. Okręciła się na pięcie i wyszła trzaskając drzwiami. Blondyn wstał, podszedł do barku i napełnił szklankę bursztynowym płynem. Spojrzał w głąb naczynia.
- Kobiety... - mruknął unosząc szklankę do ust. - Kto je zrozumie?
- Ugh! - kobieta była całkowicie wyprowadzona z równowagi. Okręciła się na pięcie i wyszła trzaskając drzwiami. Blondyn wstał, podszedł do barku i napełnił szklankę bursztynowym płynem. Spojrzał w głąb naczynia.
- Kobiety... - mruknął unosząc szklankę do ust. - Kto je zrozumie?
Jednym haustem
wychylił zawartość naczynia i odstawił szklankę na mały stolik, przygniatając
nią rozdartą kopertę.
W bujanym fotelu przed kominkiem siedziała dojrzała kobieta.
Wpatrywała się w ogień, jednak myślami była bardzo daleko. Jej syn, oparty
plecami o ścianę przyglądał się matce. Bardzo ją kochał i było mu przykro kiedy
płakała, a robiła to zdecydowanie za często. Czuł, że to wszystko przez tatę.
Zmienił się bardzo w ostatnim czasie. Do niedawna był naprawdę wspaniały: bawił
się z nim, wygłupiał i żartował, a mama musiała ich uspokajać i naprawiać wszystko,
co stłukli i popsuli ganiając się po mieszkaniu. Ostatnio jednak zrobił się
nerwowy i często wyjeżdżał w delegacje – tak mówiła mama. W ciągu ostatniego tygodnia
widzieli się tylko raz. Nie mógł zrozumieć dlaczego tak nagle tatuś wyjechał i
to zupełnie bez pożegnania. Pocieszał się w myślach, że może przywiezie mu coś
z podróży. Tak, na pewno będzie miał dla niego jakąś niespodziankę. Pewnego
dnia podzielił się tą myślą z wujostwem, ale ciocia Ginny tylko zacisnęła mocno
usta, a wujek Harry przytulił go i zaproponował przejażdżkę na miotle. Coś było
ewidentnie nie tak. Może i miał sześć lat, ale nie był głupi!
W
pewnej chwili Hugonowi przypomniał się ten pan, który dał mu na peronie
cukierka. Niewiele osób wiedziało, że Hugo ma ciekawy i niespotykany dar.
Mianowicie, potrafił wyczuwać ludzkie emocje i widział wokół nich ich aurę. Wiedział,
czy są dobrzy, czy źli. Ten mężczyzna go zainteresował. Jego poświata była inna
od wszystkich, które do tej pory widział. Większość ludzi miała aurę czarną lub
szarą, rzadziej białą. Aura blondyna pulsowała i cały czas zmieniała kolor, ani
na sekundę nie zatrzymując się na żadnym konkretnym. Przechodziła od białego,
poprzez wszystkie odcienie szarości aż do czerni. I tak w kółko. Kiedy
mężczyzna dawał chłopcu cukierka, jego poświata na chwilę zrobiła się jasna, a
gdy ujrzał Hermionę, zalśniła ciemną szarością. Hugo wyczuł zmieszanie,
zdziwienie, niepewność i swoistego rodzaju strach. Najbardziej jednak zdziwiło
go to, co się stało, kiedy mężczyzna wyciągnął rękę do jego matki. Aura
blondyna zajaśniała taką bielą, że chłopiec musiał zmrużyć oczy, a gdy dłonie
tych dwojga złączyły się w uścisku ich poświaty zlały się w jedno i zajaśniały
złotem. Ich palce natomiast oplótł czerwony pierścień światła. Nigdy wcześniej
czegoś takiego nie widział. Kiedy odchodzili, Hugo odwrócił się i stwierdził,
że aura mężczyzny nadal pulsuje, ale teraz jest srebrzysta. To samo działo się
z aurą jego matki, która do tej pory była zawsze biała jak śnieg.
Spojrzał ponownie na rodzicielkę, która zapadła w płytki, niespokojny sen. Na policzkach wciąż lśniły zaschnięte ślady łez, które jeszcze niedawno wypływały z jej smutnych, spuchniętych oczu. Jej aura na powrót była śnieżnobiała. Chłopiec wstał i okrył mamę kocem, który leżał na kanapie. Nie chciał jej budzić, bo dobrze wiedział, że ma za sobą kilka nieprzespanych nocy. Jeśli tylko udało jej się zasnąć, zaraz budziła się z krzykiem. Hugo bardzo się o nią martwił. Od pewnego czasu nie była sobą, chodziła bardzo przygnębiona, milcząca i smutna. Przy każdej możliwej okazji mocno przytulała syna i patrzyła na niego z taką miłością, jakby chciała mu spojrzeniem przekazać, że oddałaby za niego życie.
Chłopiec podszedł do otwartego okna i spojrzał w niebo. Było przejrzyste i piękne. Gwiazdy świeciły tak jasno, iż można by pomyśleć, że jest dzień. Malec wciągnął głęboko świeże powietrze i powoli je wypuścił. Ciszę nocy przerwało ciche pyknięcie i szelest liści. Chłopczyk spojrzał ze strachem na ogród. W ciemności dostrzegł ruch. Przerażony, szybko zasłonił okno i cicho ukrył się za fotelem. Już chciał budzić mamę, ale w tej właśnie chwili drzwi się otworzyły i stanął w nich nie kto inny, niż jego ojciec. Maluch momentalnie się rozpromienił i podbiegł do mężczyzny. Objął go w pasie i mocno przytulił.
- No już. Już wystarczy, Hugo. Daj spokój. - Ron bardzo szybko zbył syna. - Gdzie mama?
- Śpi. Lepiej jej nie budzić, bo rzadko udaje jej się zasnąć. Często budzi się z krzykiem. Chyba śni się jej coś niedobrego... - chłopiec był wyraźnie zmartwiony.
- Ach... - Ron nie wykazał zbyt dużego zainteresowania. Rozglądał się po pomieszczeniu, jakby bojąc się, że jednak zaraz zza rogu wyjdzie Hermiona.
Spojrzał ponownie na rodzicielkę, która zapadła w płytki, niespokojny sen. Na policzkach wciąż lśniły zaschnięte ślady łez, które jeszcze niedawno wypływały z jej smutnych, spuchniętych oczu. Jej aura na powrót była śnieżnobiała. Chłopiec wstał i okrył mamę kocem, który leżał na kanapie. Nie chciał jej budzić, bo dobrze wiedział, że ma za sobą kilka nieprzespanych nocy. Jeśli tylko udało jej się zasnąć, zaraz budziła się z krzykiem. Hugo bardzo się o nią martwił. Od pewnego czasu nie była sobą, chodziła bardzo przygnębiona, milcząca i smutna. Przy każdej możliwej okazji mocno przytulała syna i patrzyła na niego z taką miłością, jakby chciała mu spojrzeniem przekazać, że oddałaby za niego życie.
Chłopiec podszedł do otwartego okna i spojrzał w niebo. Było przejrzyste i piękne. Gwiazdy świeciły tak jasno, iż można by pomyśleć, że jest dzień. Malec wciągnął głęboko świeże powietrze i powoli je wypuścił. Ciszę nocy przerwało ciche pyknięcie i szelest liści. Chłopczyk spojrzał ze strachem na ogród. W ciemności dostrzegł ruch. Przerażony, szybko zasłonił okno i cicho ukrył się za fotelem. Już chciał budzić mamę, ale w tej właśnie chwili drzwi się otworzyły i stanął w nich nie kto inny, niż jego ojciec. Maluch momentalnie się rozpromienił i podbiegł do mężczyzny. Objął go w pasie i mocno przytulił.
- No już. Już wystarczy, Hugo. Daj spokój. - Ron bardzo szybko zbył syna. - Gdzie mama?
- Śpi. Lepiej jej nie budzić, bo rzadko udaje jej się zasnąć. Często budzi się z krzykiem. Chyba śni się jej coś niedobrego... - chłopiec był wyraźnie zmartwiony.
- Ach... - Ron nie wykazał zbyt dużego zainteresowania. Rozglądał się po pomieszczeniu, jakby bojąc się, że jednak zaraz zza rogu wyjdzie Hermiona.
- A tak
w ogóle, to gdzie byłeś przez te cztery dni? Mamusia powiedziała, że gdzieś pojechałeś,
przywiozłeś mi coś?
- Nie, tatuś przywiezie ci prezent następnym razem. – Ron pochylił się nad dzieckiem. – Teraz muszę wracać, wpadłem tylko na chwilę. Wiesz, mamusia już nie kocha tatusia – dodał, a na twarzy chłopca pojawiło się niezrozumienie. - No nic. W takim razie, kiedy mama się obudzi, daj jej tą karteczkę - powiedział mężczyzna i podał chłopcu kartkę, na której właśnie skończył pisać jakąś wiadomość.
- Idziesz już? - zapytał wyraźnie zawiedziony malec.
- Idę. Ktoś... ktoś na mnie czeka - rzucił jeszcze i natychmiast zniknął. Teleportował się.
- Nie, tatuś przywiezie ci prezent następnym razem. – Ron pochylił się nad dzieckiem. – Teraz muszę wracać, wpadłem tylko na chwilę. Wiesz, mamusia już nie kocha tatusia – dodał, a na twarzy chłopca pojawiło się niezrozumienie. - No nic. W takim razie, kiedy mama się obudzi, daj jej tą karteczkę - powiedział mężczyzna i podał chłopcu kartkę, na której właśnie skończył pisać jakąś wiadomość.
- Idziesz już? - zapytał wyraźnie zawiedziony malec.
- Idę. Ktoś... ktoś na mnie czeka - rzucił jeszcze i natychmiast zniknął. Teleportował się.
Chłopiec
stał przez chwilę przed otwartymi drzwiami. Było mu przykro, jednakże bardziej
zainteresowała go zmiana aury jego ojca. Od ostatniego spotkania stała się
niepokojąco ciemna. Hugo pokręcił głową i zamknął drzwi. Nim zdążył wrócić do
pokoju, usłyszał krzyk mamy. Szybko pobiegł do salonu i zastał ją całą
roztrzęsioną. Trzymała się kurczowo poręczy fotela i rozglądała nerwowo po
pokoju. Kiedy napotkała wzrok chłopca, spuściła oczy i zarumieniła się, jakby
wstydziła się tych koszmarów.
- Obudziłam cię? - zapytała chłopca drżącym głosem.
- Nie mamusiu, jeszcze nie spałem. - Chciał dodać, że przed chwilą był tu tata, ale coś mówiło mu, że to nie jest najlepszy moment. - Mamusiu? - zaczął.
- Obudziłam cię? - zapytała chłopca drżącym głosem.
- Nie mamusiu, jeszcze nie spałem. - Chciał dodać, że przed chwilą był tu tata, ale coś mówiło mu, że to nie jest najlepszy moment. - Mamusiu? - zaczął.
- Tak?
- Czy mogę dzisiaj z tobą spać? - zapytał.
- Pewnie. Chodź. – Kobieta chwyciła chłopca za rękę i zaprowadziła do jego pokoju. Od tamtego incydentu nie wchodziła w ogóle do sypialni. Zazwyczaj spała na fotelu albo na kanapie. Położyła chłopca do łóżka, które magicznie powiększyła tak, że teraz mieściły się w nim dwie osoby. Sama wzięła szybki prysznic i ułożyła się obok.
- Dobranoc Hugo - wyszeptała i pocałowała chłopca w czoło.
- Dobranoc mamo - odpowiedział malec.
- Czy mogę dzisiaj z tobą spać? - zapytał.
- Pewnie. Chodź. – Kobieta chwyciła chłopca za rękę i zaprowadziła do jego pokoju. Od tamtego incydentu nie wchodziła w ogóle do sypialni. Zazwyczaj spała na fotelu albo na kanapie. Położyła chłopca do łóżka, które magicznie powiększyła tak, że teraz mieściły się w nim dwie osoby. Sama wzięła szybki prysznic i ułożyła się obok.
- Dobranoc Hugo - wyszeptała i pocałowała chłopca w czoło.
- Dobranoc mamo - odpowiedział malec.
Tej nocy Hermiona budziła się
jeszcze dwa razy.
Ohh.. uwielbiam takie opowiadania! Już nie mogę się doczekać scen Dramione 😍
OdpowiedzUsuńwww.crazy-in-love-dramione.blogspot.com
Pozdrawiam, #Hedwiga ♡
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. :)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się ukazywanie historii także z perspektywy Hugo.
Dodam na pewno do linków!
PS. dawaj mi znać o nowych rozdziałach! [cien-przeznaczenia.blogspot.com]
Rozdział bardzo ciekawy, dużo się dzieje no i dobrze, że związek Rona i Hermiony rozpadł się tak szybko... nie to, że jestem złośliwa i wredna (no może czasem), ale jak tylko ich sobie wyobrażę razem to śniadanie mi się cofa... blee.
OdpowiedzUsuńPolubiłam Hugona, uroczy chłopiec z bardzo ciekawym darem.
Czyżby anonim był od Draco?
Czekam na następny, umilasz mi przerwy między wkuwaniem do egzaminów ;)
Ja też nie jestem fanką Rona, koleś ewidentnie działa mi na nerwy. Jest taki... taki, kurde, nijaki. Zero charakteru. Zresztą - jak znam Draco - jeszcze nieraz padną dość trafne słowa na temat rudzielca :D
UsuńCo do anonimu, sprawa dość szybko wyjdzie na jaw, także pozostawię Cię w niepewności.
Ja sama też właśnie jestem w samym środku sesji, toteż niecierpliwie czekam na nowość u Was! :)
Super:D uwielbiam opowiadania gdy sa juz dorosli, gdy kiedys byli razem a potem do siebie wracają. W tym opowiadaniu zapewne o to chodzi :)
OdpowiedzUsuńHugo bardzo mnie zaskoczyl, aury Dracona i Hermiony razem są bardzo ciekawe.
Pozdrawiam :)
Co do pierwszej części wypowiedzi nic nie mogę zdradzić, ale mam cichą nadzieję, że ta historia przypadnie Ci do gustu :)
UsuńWspaniałe opowiadanie, jedno z niewielu po szkole które przypadło mi do gustu;) liczę na szybkie pojawienie się następnego rozdziłu. Dużo weny życzę!<3 pozdrawiam-Wiczka Piczka:*:*
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały ♥
OdpowiedzUsuńDużo się wydarzyło. Cieszę się z takiego obrotu akcji.
Głupi Ron niech spada na drzewo. Chciałabym widzieć minę tej baby, jak Hermiona przyszła. Na pewno była bezcenna.
Więcej Hugo! Bardzo go polubiłam. Wspaniały chłopiec.
Czekam na więcej!
Pozdrawiam ^^
Druella
Coś mi mówi, że mina tej baby wyjątkowo by Cię zaskoczyła! :D Ta kobitka jest strasznie bezczelna, zresztą to na pewno szybko wypłynie, bo prawda (w przeciwieństwie do kochanki Rona) ma bardzo krótkie nogi :D
UsuńI przyznaje, Hugo jest taaakim słodziaaakiem! :D
Świetny rozdział ❤ *---*
OdpowiedzUsuńTeraz budzi się moja wredna strona duszy i stwierdzam, że to cudowne, że małżeństwo Hermiony się rozpadło, a u Draco to tylko kwestia czasu... :D
Bardzo podoba mi się moc Hugo... Sama chciałabym taką mieć, ale boję się, że patrząc w lustro widziałabym czarną smołę... Ech.
Uwielbiam Twój styl, jest taki lekki, że nawet nie zaczęłam dobrze czytać, jak już skończyłam... Pogratulować! :)
Oczywiście czekam na następny!
Pozdrawiam serdecznie,
Feltson
accio-love-dramione.blogspot.com
Wiesz, ja też cieszyłam się jak dziecko kiedy Hermiona przyłapała Rona :D Fakt, żal mi się jej zrobiło, ale z życiem się nie dyskutuje! Co do mocy Hugo - ja nie wiem skąd mu się to wzięło, nigdy nie słyszałam o takim darze. Z drugiej strony to w końcu magiczny świat, tam nikogo nie zdziwi nawet koleś całe życie przebrany za nietoperza albo półolbrzym paradujący z różową parasolką po ulicach :D
UsuńBardzo fajny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Hermiona wyrzuciła Rona on na nią nie zasługuje i pokazał jak ją "kocha"
Ciekawią mnie te umiejętności Hugo ;)
Pozdrawiam
Arcanum Felis
zapraszam na moje nowe tłumaczenie
http://simply-irresistible-dramione.blogspot.com/