wtorek, 9 lutego 2016

Rozdział trzeci. Co Bóg złączył, człowiek czasem rozdziela.

          Ta miłość miała być idealna. Silniejsza niż śmierć. Na całe życie. Miała wszystko przetrzymać, nigdy się nie załamać. To miała być miłość, która buduje, która przywraca ludziom nadzieję. Ta miłość miała rzucić świat na kolana. Miała dawać szczęście, roztaczać je wokół siebie. Miała dawać życie. Ta miłość miała być najsilniejsza. Największa. Miała czynić cuda. Miała być nieśmiertelna.
Ale nie była.
Dlaczego tak jest, że przez błędy jednego z małżonków, cierpią oboje?
Odtąd jedno, chociaż nadal dwoje*
Wszystko przeżywają wspólnie. Wszystko na pół. Razem cieszyli się z sukcesów tego drugiego, razem się smucili, gdy to drugie spotkała jakaś przykrość. Razem się wznosili i razem upadali. Wszystko było takie oczywiste, takie dobre, zwyczajne. Kochali swoją codzienność. Kochali swoje szare, londyńskie poranki i leniwe wieczory na kanapie. Kochali to, że nic się nie działo. Młodość, teraz tak odległa, przesiąknięta była przygodami, strachem, walką, wojną. To dlatego tak cenny był dla nich obecny spokój, taki różny od czasów spędzonych w szkole. Rutyna daje poczucie bezpieczeństwa. Powtarzalność – ona skutecznie usypia lęk. Było im tak dobrze… Widać Ron nie podzielał jej radości. Nie był z nią szczęśliwy. Zaczęła się obwiniać. Co takiego zrobiła źle? Czego nie potrafiła mu dać? Urodziła mu dwoje wspaniałych dzieci, dbała o dom, robiła karierę i zawsze go wspierała. Faktycznie, może mogła bardziej o siebie dbać. Nigdy nie przywiązywała wagi do swojego wyglądu, ale przecież Ron też zdawał się nie uważać tego za specjalnie istotne. W takim razie o co mogło chodzić? To myślenie przyprawiło ją o ból głowy. Wrześniowy poranek był ciepły i słoneczny, ale pogoda niestety nie poprawiała Hermionie nastroju. Wzięła kilka dni wolnego, bo nawet ona – ta, która walczyła z Voldemortem – nie potrafiła znieść tych wszystkich szeptów, ukradkowych spojrzeń i rozmów milknących gdy tylko weszła do pomieszczenia. Cóż, widać wieści szybko się rozchodzą. Obudziła się skoro świt, ale zmusiła się by odczekać z wysłaniem sowy chociaż do siódmej. Jej zdaniem niegrzecznie było zakłócać przełożonym spokój już z samego rana. Zrezygnowała ze śniadania, ale zdecydowała się na kubek gorącej czekolady z pomarańczą. Nakreśliła na pergaminie zaledwie kilka słów z prośbą o urlop, zapewniła że jej obowiązki względem Departamentu na pewno nie zostaną zaniedbane, ponieważ sekretarka przekieruje najpilniejsze sprawy na domowy adres Granger i posłała ptaka wprost do Ministerstwa Magii. Zamierzała wrócić do łóżka zaraz po odprowadzeniu Hugona do przedszkola i surowym zabronieniu mu używania czarów - ostatnim razem została pilnie wezwana, a kiedy przestąpiła próg sali, jej oczom ukazał się obrazek iście komiczny: niebieskowłose przedszkolanki uciekające przed wściekłymi pelargoniami, mnóstwo popękanych wazonów, zbite lustra i umierające ze śmiechu dzieciaki, które stały pod ścianą w bezpiecznej odległości od rozbieganych wychowawczyń i zanosiły się głośnym śmiechem. W samym centrum tego huraganu stał oczywiście dumny z siebie Hugo. Hermiona musiała wtedy – nie po raz pierwszy – zmodyfikować pamięć pracownicom przedszkola. Chwilami żałowała, że zdecydowali się z Ronem wysłać syna do mugolskiej placówki. Właśnie, Ron. Jej myśli znów wróciły do męża. Chyba najwyższa pora zakończyć tę sprawę. Westchnęła z rezygnacją i weszła do kominka, wymieniając jednocześnie adres kancelarii adwokackiej.
            Po ponad godzinie spędzonej na rozmowie z prawnikiem, Hermiona potrafiła nakreślić sobie już w myślach pewien scenariusz na najbliższe tygodnie. Adwokat zgodził się załatwić za nią wszelkie formalności, tak by nie musiała spotykać się z Ronem osobiście.  Rozwiedzie się z nim, zatrzyma przy sobie dzieci, ale nie zabroni mu kontaktu z nimi – w końcu Rose i Hugo nie mogą być stratni przez błędy rodziców. I tak będą cierpieć – powtarzał cichy głosik, lecz starała się go uciszyć potrząsając energicznie głową. Wciąż rozmyślając, wstąpiła do jednej z mijanych kawiarni. Nic tak nie pomagało poukładać myśli, jak skrupulatne wypisanie ich w kalendarzu – punkt po punkcie. Notowanie tak bardzo pochłonęło Hermionę, że nawet nie zauważyła kiedy jej napój całkowicie ostygł. Jednym machnięciem różdżki przywróciła mu właściwą temperaturę. Z uśmiechem pełnym samozadowolenia uniosła filiżankę do ust i rozejrzała się po kawiarni. Jedna przytulona para, jeden starszy mężczyzna wpatrzony w okno, trzy panie zawzięcie dyskutujące nad jakimś magazynem i kelner, który właśnie przyjmował zamówienie przy ostatnim stoliku. Hermiona przekrzywiła głowę, ale wciąż nie widziała osoby siedzącej w rogu. Wzruszyła tylko ramionami i wróciła do swoich notatek. Mijały kolejne minuty, a ona pisała, pisała, pisała… Jakby wpadła w trans. Dopiero po bardzo długiej chwili odłożyła pióro. Była zachwycona. Miała plan na życie. Na życie bez Rona. Zebrała swoje rzeczy, jednym ruchem wrzuciła je do torebki i podniosła wzrok na salę, tym razem szukając kelnera. Chyba trochę się zasiedziała, bo teraz kawiarnia była wypełniona niemal po brzegi. Namierzyła kelnera dokładnie przy tym samym stoliku, przy którym widziała go poprzednio. Uniosła rękę, przywołując go tym samym do siebie. Chłopak ruszył w jej stronę, jednocześnie odsłaniając tajemniczego gościa. Barczysty, ciemnowłosy mężczyzna siedział nad filiżanką kawy i – ku wielkiemu zdziwieniu Hermiony – patrzył prosto na nią. Zamrugała nerwowo i szybko odwróciła wzrok na kelnera, który stanął tuż przy niej.
- Podać coś jeszcze? – zapytał uprzejmie.
- Nie, nie, poproszę o rachunek – odpowiedziała szybko i uśmiechnęła się niezgrabnie. Gdy tylko chłopak się odwrócił, ponownie spojrzała w róg sali. Nikogo już tam nie było. Nie wiedzieć czemu, poczuła nagle zimny pot na plecach.
- Och, aleś ty głupia Hermiono. Od tej kawy zaczynasz mieć omamy – burknęła pod nosem i rzuciwszy na stół odliczoną kwotę – wyszła z kawiarni.
- Hugo, może ja jednak nie pójdę do pracy, co? Nie mogę zostawić cię samego – Gryfonka czuła się rozdarta. Nie mogła zawieść szefa, który i tak już poszedł jej na rękę dając tydzień urlopu z dnia na dzień, ale też nie chciała zostawiać syna samego.
- Nie martw się mamusiu, nie będę sam. - Chłopiec uśmiechnął się tajemniczo.
- Co kombi... - brązowowłosa nie zdążyła dokończyć, bo przerwał jej dzwonek do drzwi. Rzuciła synowi podejrzliwe spojrzenie i poszła otworzyć.
- Ginny, co za niespodzianka! Co tutaj robisz?
- Odstawiłam Lily do dziadków i tak sobie pomyślałam, że może cię odwiedzę. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam?
- Nie, nie! Wejdź, proszę.
Ruda weszła do kuchni i wymieniła z Hugonem porozumiewawcze spojrzenie. Potem przeniosła wzrok na Hermionę i dokładnie jej się przyjrzała. Kobieta miała zaczerwienione oczy i była bardzo blada. Jej włosy straciły blask, a wzrok stał się smutny i zamglony. Wyglądała jak swój własny cień. Bezbarwna, wychudzona, smutna. Trudno było rozpoznać w niej tę dawną, władczą i pewną siebie kobietę. Teraz Ginny zrozumiała, że musi być naprawdę niedobrze, skoro nawet dziecko zauważyło, że coś jest nie tak. Hugo wczoraj wieczorem wysłał do niej sowę. W liście poprosił ciotkę o spotkanie, najlepiej z samego rana. (Swoją drogą to niesamowite, że sześciolatek potrafił już pisać – to zdecydowanie musiały być geny matki, bo Ron nauczył się pisać chyba dopiero przed Hogwartem. Oferma.)
- Nie najlepiej wyglądasz - zauważyła ostrożnie Ruda.
- Bo nie najlepiej się czuję - odpowiedziała Hermiona ze smutnym uśmiechem.
- Stało się coś? - drążyła dalej.
- Nie, co miało się stać? Po prostu dopadła mnie jakaś grypa albo inne paskudztwo... - brunetka wyraźnie unikała wzroku przyjaciółki.
- To dlaczego się nie uleczysz? Przecież jesteś naprawdę świetna w eliksirach! – odparowała rezolutnie młodsza z nich.
- Jakoś nie miałam czasu żeby coś uwarzyć...
- Hermiono – Ginny złapała rozmówczynię za rękę, zmuszając by spojrzała jej w oczy – mnie nie oszukasz. Za dobrze cię znam. Mów.
- To naprawdę nie jest czas i miejsce... - Gryfonka wymownie wskazała wzrokiem na syna.
- Hugo, zostawisz nas na chwilę same? - zapytała Ginny.
- To nie będzie konieczne - weszła jej w słowo przyjaciółka. - Chyba będę musiała cię pożegnać. Już jestem spóźniona do pracy.
- Jeśli nie masz nic przeciwko zostanę z moim chrześniakiem. Na pewno zanudziłby się z Tobą w Ministerstwie. Każdy by się tam zanudził!
- Chyba masz rację... - Hermiona zaśmiała się nerwowo. - Dzięki. W takim razie lecę! - Cmoknęła syna w czoło, uścisnęła przyjaciółkę i teleportowała się.
Kiedy w kuchni zostali już tylko Ginny i Hugo, Ruda spojrzała na chłopca wyczekującym wzrokiem.
- Więc? Opowiesz mi wszystko? Bo tu dzieje się coś złego, a ja nie wiem co - westchnęła.
- Nie zaczy...
- ...na się zdania od „więc”. Wiem - przerwała mu zniecierpliwiona Ugh, ta przemądrzałość Hermiony przemawiająca nawet przez jej syna, czasem potrafiła doprowadzić do szału. - Mów, bo nie mamy za wiele czasu. Dziś sobota, mama pracuje krótko, a to chyba długa opowieść.
- O tak... - mały westchnął i usiadł po turecku na podłodze. - Wszystko zaczęło się jakoś w sierpniu...
            Kiedy Hugo skończył, Ruda milczała jeszcze przez dłuższą chwilę. To, co usłyszała kompletnie ją zaskoczyło. Przecież to była wzorowa, kochającą się rodzina. Byli podawani jako przykład. Jak to się stało? Wszystko wskazuje na to, że małżeństwo Rona i Hermiony się rozpada. W opowieści chłopca brakowało jednak najważniejszego: przyczyny. O tym jednym szczególe musi jej powiedzieć sama zainteresowana, bo od małego się nie dowie. On sam pewnie też czuje, że jest świadkiem jedynie skutków czegoś, co miało miejsce całkiem niedawno.
- Gdzie masz tę karteczkę, którą dał ci tata? - zapytała w końcu Ginny, rozdzierając tym samym wszechobecną ciszę.
- Tu jest. Proszę. - Mały wyciągnął z kieszeni spodenek złożony kawałek papieru i podał go cioci. Ruda przebiegła wzrokiem po tekście. Już po pierwszych linijkach zachłysnęła się powietrzem. Gdyby nie to, że jej brat miał takie charakterystyczne i koślawe pismo, pomyślałaby, że ktoś się pod niego podszywa. Sekundę później zmięła kartkę z gniewem, a jej twarz poczerwieniała ze złości. Ron naprawdę był głupszy od gumochłona.
            Pierwszy dzień w pracy nie należał do najprzyjemniejszych. Spojrzenia i szepty wcale nie ustały, ale Hermiona postanowiła je całkowicie ignorować. W przerwie na lunch zdecydowała się opuścić Ministerstwo, bo atmosfera w jej otoczeniu z chwili na chwilę coraz bardziej gęstniała. Korzystając z sieci Fiuu przeniosła się do ulubionej kawiarni. Zajęła swój stolik i złożyła zamówienie u kelnera, który pojawił się przy niej niemal natychmiast. Jej myśli znów zaczęły krążyć wokół prawie-byłego-męża, więc potrząsnęła głową, jakby chcąc wyrzucić z niej niepożądane obrazy. Podniosła wzrok i rozejrzała się po pomieszczeniu, jak to miała w zwyczaju. Lubiła patrzeć na ludzi. Mimowolnie spojrzała w róg pomieszczenie i krew odpłynęła jej z twarzy, po to, by zaraz powrócić i zaznaczyć na jej policzkach soczyste rumieńce. Przy tym samym stoliku siedział ten sam mężczyzna i patrzył na nią w ten sam sposób. Przełknęła ślinę i szybko spuściła wzrok. Z ulgą przyjęła pojawienie się kelnera z jej kawą. Wypiła ją przesadnie szybko i – nawet nie prosząc o rachunek – rzuciła na stół banknot, po czym nie rozglądając się na boki weszła prosto do kominka. Szkoda, bo nie zobaczyła już pełnego satysfakcji uśmiechu mężczyzny, który niespiesznie dopijał swoje espresso.
            Kolejne dni nie różniły się od siebie niemal niczym. Hermiona odprowadzała Hugona do przedszkola, potem poświęcała się swoim obowiązkom w Ministerstwie jeszcze bardziej sumiennie niż zwykle, w przerwie na lunch wychodziła do kawiarni i codziennie spotykała tam tego człowieka. Powoli zaczęła przyzwyczajać się do jego obecności i zaczynała już sądzić, że nic nie przerwie tej dziwnej rutyny, kiedy w piątek stało się coś nieoczekiwanego. Hermiona zajęła swój stolik przy oknie, ale kiedy spojrzała w róg sali, gdzie spodziewała się zobaczyć bruneta – ujrzała parę staruszków. Lekko zaniepokojona zmarszczyła brwi. Ciekawe co takiego się stało, że go nie ma. Kątem oka zobaczyła kelnera, który pojawił się tuż obok niej. Podniosła wzrok by złożyć zamówienie, ale głos uwiązł jej w gardle. To wcale nie był kelner. To był on. Uśmiechnął się uroczo i odezwał się bardzo niskim, głębokim głosem:
- Przepraszam, czy można? – zapytał, patrząc jej prosto w oczy. Odchrząknęła zmieszana i tylko pokiwała głową. – Widzi pani, spóźniłem się dziś i ktoś mnie już podsiadł – dodał przepraszająco. Dalsza rozmowa potoczyła się już całkiem swobodnie. Garet – bo tak się przedstawił mężczyzna – okazał się być bardzo elokwentnym i gadatliwym biznesmenem. Twierdził, że posiada małą firmę, ale patrząc na jego drogie ubrania, błyszczący zegarek i nienaganną fryzurę Hermiona doszła do wniosku, że to musi być coś znacznie większego. Aż wstyd jej się zrobiło, kiedy uświadomiła sobie jak blado wygląda przy nowym znajomym. Skarciła się w duchu za to, że nie chciało jej się rano umyć włosów. Będzie musiała coś z tym zrobić. Z wielką niechęcią pożegnała się z Garetem, kiedy wskazówki zegara wskazały koniec przerwy. Wróciła do biura z szerokim uśmiechem, który szybko zamienił się w grymas.
- Pani Weasley, pani prawnik czeka w gabinecie – poinformowała ją sekretarka. Podziękowała krótko i szybko weszła do swojego biura. W istocie, w fotelu siedział jej adwokat. Wstał z miejsca gdy tylko ją zobaczył, przywitał się, a gdy zajęła miejsce naprzeciw niego, przesunął po blacie dużą brązową kopertę. Rzuciła mu podejrzliwe spojrzenie i bez zbędnych pytań rozerwała papier. Przebiegła wzrokiem po tekście i zacisnęła usta w cienką linię.
- Czyli wszystko załatwione? – upewniła się.
- Tak, sprawa jest zakończona – odpowiedział prawnik wyćwiczonym tonem.
- Zakończona – brunetka powtórzyła słowa mężczyzny, jakby chciała w ten sposób przekazać tę informację swojej świadomości. – W takim razie dziękuję panu. Honorarium jeszcze dzisiaj znajdzie się w pańskiej skrytce.
-  Dziękuję, pani Weasley.
- Granger – poprawiła go Hermiona, dobitnie akcentując każdą sylabę swojego nazwiska. Mężczyzna nie odpowiedział, rzucił jej tylko spojrzenie mówiące „oczywiście”. Pożegnał się skinieniem głowy i już go nie było. Kiedy zniknął, Hermiona opadła ciężko na fotel i westchnęła, zamykając oczy. I tak oto skończyło się jej małżeństwo z Ronem.
Odtąd już dwoje, chociaż byli jedno.

***


*nawiązanie do słów Jana Pawła II 

13 komentarzy:

  1. Bum, cyk, cyk i Ron'a juz nie ma! :D Teraz tylko czekam, aby Hermiona spotkała Dracona i BOOM, zakochała się w nim, a on w niej!
    Dobra, dobra koniec żartów. Rozdział jak zawsze jest fantastyczny, można powiedzieć/napisać, że wywaliłaś Rona, wiec wszystko zbliża się ku lepszemu. Czekam na następny rozdział 😚
    www.crazy-in-love-dramione.blogspot.com
    Pozdrawiam #Hedwiga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś mi się zdaje że ten Ron jeszcze trochę namąci w życiu Hermiony, przecież nie da się tak z dnia na dzień skreślić człowieka, z którym było się blisko przez większość życia! :)

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pa pa Ron! Wcale nie będę tęskinić :*
    Rozdział genialny! Czekam teraz z niecierpliwością na Draco. Jestem baardzo ciekawa, jak dalej potoczy się ta historia.
    Czekam na następny rozdział :)
    Pozdrawiam
    Druella

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze, że Hermiona nie bawiła się "w drugą szansę", chociaż wydaje mi się, że Ron tak łatwo nie odpuści. I kim tak naprawdę jest Garet? Może wszędzie widzę spiski i doszukuję się drugiego dna, ale obstawiam, że ktoś się pod niego podszywa używając eliksiru wielosokowego (Ron? Draco?).
    Widać, że Hugo odziedziczył po mamie nawyk poprawiania ludzi i wytykania im błędów xp
    Pozdrawiam ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to jest nas dwie, ja też mam wrażenie że coś tu śmierdzi! :D

      Usuń
  5. Przepraszam, że komentarz tak późno, ale dopiero przeczytałam :c
    Świetny rozdział ❤ Kocham opis wybryków Hugo z przedszkola. No i uwagę o Ronie i o czasie, kiedy nauczył się pisać też! ❤
    Być może już to mówiłam, ale jestem tak upierdliwym człowiekiem, że muszę to napisać (bądź przypomnieć): masz tak lekki styl, że ja zaczynam czytać wzgłębiam się... I w sekundę kończę. A potem jestem głodna.
    Ten Garet jest podejrzany, ja to wiem. Zbyt łatwo się pojawił. I te spojrzenia. Uh, to cuchnie na kilometr.
    Niestety, nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na kolejny rozdział ❤
    Życzę weny i czasu! :)
    Pozdrawiam serdecznie,
    Feltson

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty to masz nosa! :) Mnie też nie podoba się ten cały Garet, choć uśmiech ma słodki, nie powiem :D
      Co do długości - wiesz jak jest. Piszę i piszę i mam wrażenie że zaplamiłam już kilometry papieru, a kiedy na koniec zachwycona czytam swoje dzieło, to okazuje się, że wcale tak imponująco długie nie jest... :D Mimo to bardzo staram się żeby wrzucać takie odcinki, które zawierają choć odrobinę akcji :D

      Usuń
  6. Super rozdział! Ten cały Garet coś mi się niepodoba. Wreszcie Hermiona pozbyła się Rona, chodź czuję, że nie na długo! Czekam z niecierpliwością na następny rozdział! :)
    Nominowałam cię do LBA! Tutaj masz szczegóły: http://opowiadaniepoczatekkonca.blogspot.com/2016/02/nominacja-lba-nominacja-do-liebster.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, Noelio, ja też mam wrażenie że Ron wcale nie odszedł jeszcze do lamusa! No ale nic to, pozostaje nam czekać na to co będzie dalej. Sama jestem ciekawa! :D

      Usuń
  7. I ja jeszcze tego nie skomentowałam? Naprawiam już swój błąd!
    Kolejny dobry rozdział. :)
    Hugo jest uroczy - ma potencjał po stryjach w zdobycia tytułu urwisa roku. ^^
    Nie rozwlekałaś też sprawy z rozwodem, co mnie bardzo cieszy. :)
    A postać Gareta intryguje!
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, za miłe słowa! Wiesz, dla Hermiony cały ten rozwód też był trudny, nie miałam serca jeszcze dokładać jej przykrości, obie chciałyśmy się z tym szybko uporać! :)
      Mam nadzieję, że smakowała Ci gorąca czekolada! Cytrusowa nutka zawsze poprawia mi humor :D

      Usuń
  8. Rach ciach i Ron mówi bye :D To lubię ;)
    Ginny i Hugo nieźle się dogadują. Dobrze, że jej wszystko powiedział.
    Ten Gared jest hmm intrygujący ;)
    Oczywiście czekam na dalszy ciąg i życzę weny :)
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    http://simply-irresistible-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy