Ta
miłość miała być idealna. Silniejsza niż śmierć. Na całe życie. Miała wszystko
przetrzymać, nigdy się nie załamać. To miała być miłość, która buduje, która
przywraca ludziom nadzieję. Ta miłość miała rzucić świat na kolana. Miała dawać
szczęście, roztaczać je wokół siebie. Miała dawać życie. Ta miłość miała być
najsilniejsza. Największa. Miała czynić cuda. Miała być nieśmiertelna.
Ale nie była.
Dlaczego tak jest, że przez błędy jednego z małżonków, cierpią oboje?
Odtąd jedno, chociaż nadal dwoje*
Ale nie była.
Dlaczego tak jest, że przez błędy jednego z małżonków, cierpią oboje?
Odtąd jedno, chociaż nadal dwoje*
Wszystko
przeżywają wspólnie. Wszystko na pół. Razem cieszyli się z sukcesów tego
drugiego, razem się smucili, gdy to drugie spotkała jakaś przykrość. Razem się
wznosili i razem upadali. Wszystko było takie oczywiste, takie dobre,
zwyczajne. Kochali swoją codzienność. Kochali swoje szare, londyńskie poranki i
leniwe wieczory na kanapie. Kochali to, że nic się nie działo. Młodość, teraz
tak odległa, przesiąknięta była przygodami, strachem, walką, wojną. To dlatego
tak cenny był dla nich obecny spokój, taki różny od czasów spędzonych w szkole.
Rutyna daje poczucie bezpieczeństwa. Powtarzalność – ona skutecznie usypia lęk.
Było im tak dobrze… Widać Ron nie podzielał jej radości. Nie był z nią
szczęśliwy. Zaczęła się obwiniać. Co takiego zrobiła źle? Czego nie potrafiła
mu dać? Urodziła mu dwoje wspaniałych dzieci, dbała o dom, robiła karierę i
zawsze go wspierała. Faktycznie, może mogła bardziej o siebie dbać. Nigdy nie
przywiązywała wagi do swojego wyglądu, ale przecież Ron też zdawał się nie
uważać tego za specjalnie istotne. W takim razie o co mogło chodzić? To
myślenie przyprawiło ją o ból głowy. Wrześniowy poranek był ciepły i słoneczny,
ale pogoda niestety nie poprawiała Hermionie nastroju. Wzięła kilka dni
wolnego, bo nawet ona – ta, która walczyła z Voldemortem – nie potrafiła znieść
tych wszystkich szeptów, ukradkowych spojrzeń i rozmów milknących gdy tylko
weszła do pomieszczenia. Cóż, widać wieści szybko się rozchodzą. Obudziła się skoro
świt, ale zmusiła się by odczekać z wysłaniem sowy chociaż do siódmej. Jej
zdaniem niegrzecznie było zakłócać przełożonym spokój już z samego rana. Zrezygnowała
ze śniadania, ale zdecydowała się na kubek gorącej czekolady z pomarańczą. Nakreśliła
na pergaminie zaledwie kilka słów z prośbą o urlop, zapewniła że jej obowiązki
względem Departamentu na pewno nie zostaną zaniedbane, ponieważ sekretarka
przekieruje najpilniejsze sprawy na domowy adres Granger i posłała ptaka wprost
do Ministerstwa Magii. Zamierzała wrócić do łóżka zaraz po odprowadzeniu Hugona
do przedszkola i surowym zabronieniu mu używania czarów - ostatnim razem
została pilnie wezwana, a kiedy przestąpiła próg sali, jej oczom ukazał się
obrazek iście komiczny: niebieskowłose przedszkolanki uciekające przed
wściekłymi pelargoniami, mnóstwo popękanych wazonów, zbite lustra i umierające
ze śmiechu dzieciaki, które stały pod ścianą w bezpiecznej odległości od
rozbieganych wychowawczyń i zanosiły się głośnym śmiechem. W samym centrum tego
huraganu stał oczywiście dumny z siebie Hugo. Hermiona musiała wtedy – nie po
raz pierwszy – zmodyfikować pamięć pracownicom przedszkola. Chwilami żałowała,
że zdecydowali się z Ronem wysłać syna do mugolskiej placówki. Właśnie, Ron. Jej myśli znów wróciły do
męża. Chyba najwyższa pora zakończyć tę sprawę. Westchnęła z rezygnacją i
weszła do kominka, wymieniając jednocześnie adres kancelarii adwokackiej.
Po ponad godzinie spędzonej na
rozmowie z prawnikiem, Hermiona potrafiła nakreślić sobie już w myślach pewien scenariusz
na najbliższe tygodnie. Adwokat zgodził się załatwić za nią wszelkie
formalności, tak by nie musiała spotykać się z Ronem osobiście. Rozwiedzie się z nim, zatrzyma przy sobie
dzieci, ale nie zabroni mu kontaktu z nimi – w końcu Rose i Hugo nie mogą być
stratni przez błędy rodziców. I tak będą
cierpieć – powtarzał cichy głosik, lecz starała się go uciszyć potrząsając
energicznie głową. Wciąż rozmyślając, wstąpiła do jednej z mijanych kawiarni.
Nic tak nie pomagało poukładać myśli, jak skrupulatne wypisanie ich w
kalendarzu – punkt po punkcie. Notowanie tak bardzo pochłonęło Hermionę, że
nawet nie zauważyła kiedy jej napój całkowicie ostygł. Jednym machnięciem
różdżki przywróciła mu właściwą temperaturę. Z uśmiechem pełnym samozadowolenia
uniosła filiżankę do ust i rozejrzała się po kawiarni. Jedna przytulona para,
jeden starszy mężczyzna wpatrzony w okno, trzy panie zawzięcie dyskutujące nad
jakimś magazynem i kelner, który właśnie przyjmował zamówienie przy ostatnim
stoliku. Hermiona przekrzywiła głowę, ale wciąż nie widziała osoby siedzącej w
rogu. Wzruszyła tylko ramionami i wróciła do swoich notatek. Mijały kolejne
minuty, a ona pisała, pisała, pisała… Jakby wpadła w trans. Dopiero po bardzo
długiej chwili odłożyła pióro. Była zachwycona. Miała plan na życie. Na życie
bez Rona. Zebrała swoje rzeczy, jednym ruchem wrzuciła je do torebki i
podniosła wzrok na salę, tym razem szukając kelnera. Chyba trochę się
zasiedziała, bo teraz kawiarnia była wypełniona niemal po brzegi. Namierzyła
kelnera dokładnie przy tym samym stoliku, przy którym widziała go poprzednio.
Uniosła rękę, przywołując go tym samym do siebie. Chłopak ruszył w jej stronę,
jednocześnie odsłaniając tajemniczego gościa. Barczysty, ciemnowłosy mężczyzna
siedział nad filiżanką kawy i – ku wielkiemu zdziwieniu Hermiony – patrzył
prosto na nią. Zamrugała nerwowo i szybko odwróciła wzrok na kelnera, który
stanął tuż przy niej.
- Podać
coś jeszcze? – zapytał uprzejmie.
- Nie,
nie, poproszę o rachunek – odpowiedziała szybko i uśmiechnęła się niezgrabnie.
Gdy tylko chłopak się odwrócił, ponownie spojrzała w róg sali. Nikogo już tam
nie było. Nie wiedzieć czemu, poczuła nagle zimny pot na plecach.
- Och,
aleś ty głupia Hermiono. Od tej kawy zaczynasz mieć omamy – burknęła pod nosem
i rzuciwszy na stół odliczoną kwotę – wyszła z kawiarni.
- Hugo, może ja jednak nie pójdę do pracy, co? Nie mogę
zostawić cię samego – Gryfonka czuła się rozdarta. Nie mogła zawieść szefa,
który i tak już poszedł jej na rękę dając tydzień urlopu z dnia na dzień, ale
też nie chciała zostawiać syna samego.
- Nie martw się mamusiu, nie będę sam. - Chłopiec uśmiechnął się tajemniczo.
- Co kombi... - brązowowłosa nie zdążyła dokończyć, bo przerwał jej dzwonek do drzwi. Rzuciła synowi podejrzliwe spojrzenie i poszła otworzyć.
- Ginny, co za niespodzianka! Co tutaj robisz?
- Nie martw się mamusiu, nie będę sam. - Chłopiec uśmiechnął się tajemniczo.
- Co kombi... - brązowowłosa nie zdążyła dokończyć, bo przerwał jej dzwonek do drzwi. Rzuciła synowi podejrzliwe spojrzenie i poszła otworzyć.
- Ginny, co za niespodzianka! Co tutaj robisz?
-
Odstawiłam Lily do dziadków i tak sobie pomyślałam, że może cię odwiedzę. Mam
nadzieję, że nie przeszkadzam?
- Nie, nie! Wejdź, proszę.
- Nie, nie! Wejdź, proszę.
Ruda
weszła do kuchni i wymieniła z Hugonem porozumiewawcze spojrzenie. Potem
przeniosła wzrok na Hermionę i dokładnie jej się przyjrzała. Kobieta miała
zaczerwienione oczy i była bardzo blada. Jej włosy straciły blask, a wzrok stał
się smutny i zamglony. Wyglądała jak swój własny cień. Bezbarwna, wychudzona,
smutna. Trudno było rozpoznać w niej tę dawną, władczą i pewną siebie kobietę.
Teraz Ginny zrozumiała, że musi być naprawdę niedobrze, skoro nawet dziecko
zauważyło, że coś jest nie tak. Hugo wczoraj wieczorem wysłał do niej sowę. W
liście poprosił ciotkę o spotkanie, najlepiej z samego rana. (Swoją drogą to
niesamowite, że sześciolatek potrafił już pisać – to zdecydowanie musiały być
geny matki, bo Ron nauczył się pisać chyba dopiero przed Hogwartem. Oferma.)
- Nie najlepiej wyglądasz - zauważyła ostrożnie Ruda.
- Bo nie najlepiej się czuję - odpowiedziała Hermiona ze smutnym uśmiechem.
- Stało się coś? - drążyła dalej.
- Nie, co miało się stać? Po prostu dopadła mnie jakaś grypa albo inne paskudztwo... - brunetka wyraźnie unikała wzroku przyjaciółki.
- To dlaczego się nie uleczysz? Przecież jesteś naprawdę świetna w eliksirach! – odparowała rezolutnie młodsza z nich.
- Jakoś nie miałam czasu żeby coś uwarzyć...
- Hermiono – Ginny złapała rozmówczynię za rękę, zmuszając by spojrzała jej w oczy – mnie nie oszukasz. Za dobrze cię znam. Mów.
- To naprawdę nie jest czas i miejsce... - Gryfonka wymownie wskazała wzrokiem na syna.
- Hugo, zostawisz nas na chwilę same? - zapytała Ginny.
- To nie będzie konieczne - weszła jej w słowo przyjaciółka. - Chyba będę musiała cię pożegnać. Już jestem spóźniona do pracy.
- Jeśli nie masz nic przeciwko zostanę z moim chrześniakiem. Na pewno zanudziłby się z Tobą w Ministerstwie. Każdy by się tam zanudził!
- Chyba masz rację... - Hermiona zaśmiała się nerwowo. - Dzięki. W takim razie lecę! - Cmoknęła syna w czoło, uścisnęła przyjaciółkę i teleportowała się.
Kiedy w kuchni zostali już tylko Ginny i Hugo, Ruda spojrzała na chłopca wyczekującym wzrokiem.
- Więc? Opowiesz mi wszystko? Bo tu dzieje się coś złego, a ja nie wiem co - westchnęła.
- Nie zaczy...
- ...na się zdania od „więc”. Wiem - przerwała mu zniecierpliwiona Ugh, ta przemądrzałość Hermiony przemawiająca nawet przez jej syna, czasem potrafiła doprowadzić do szału. - Mów, bo nie mamy za wiele czasu. Dziś sobota, mama pracuje krótko, a to chyba długa opowieść.
- O tak... - mały westchnął i usiadł po turecku na podłodze. - Wszystko zaczęło się jakoś w sierpniu...
Kiedy Hugo skończył, Ruda milczała jeszcze przez dłuższą chwilę. To, co usłyszała kompletnie ją zaskoczyło. Przecież to była wzorowa, kochającą się rodzina. Byli podawani jako przykład. Jak to się stało? Wszystko wskazuje na to, że małżeństwo Rona i Hermiony się rozpada. W opowieści chłopca brakowało jednak najważniejszego: przyczyny. O tym jednym szczególe musi jej powiedzieć sama zainteresowana, bo od małego się nie dowie. On sam pewnie też czuje, że jest świadkiem jedynie skutków czegoś, co miało miejsce całkiem niedawno.
- Gdzie masz tę karteczkę, którą dał ci tata? - zapytała w końcu Ginny, rozdzierając tym samym wszechobecną ciszę.
- Tu jest. Proszę. - Mały wyciągnął z kieszeni spodenek złożony kawałek papieru i podał go cioci. Ruda przebiegła wzrokiem po tekście. Już po pierwszych linijkach zachłysnęła się powietrzem. Gdyby nie to, że jej brat miał takie charakterystyczne i koślawe pismo, pomyślałaby, że ktoś się pod niego podszywa. Sekundę później zmięła kartkę z gniewem, a jej twarz poczerwieniała ze złości. Ron naprawdę był głupszy od gumochłona.
- Nie najlepiej wyglądasz - zauważyła ostrożnie Ruda.
- Bo nie najlepiej się czuję - odpowiedziała Hermiona ze smutnym uśmiechem.
- Stało się coś? - drążyła dalej.
- Nie, co miało się stać? Po prostu dopadła mnie jakaś grypa albo inne paskudztwo... - brunetka wyraźnie unikała wzroku przyjaciółki.
- To dlaczego się nie uleczysz? Przecież jesteś naprawdę świetna w eliksirach! – odparowała rezolutnie młodsza z nich.
- Jakoś nie miałam czasu żeby coś uwarzyć...
- Hermiono – Ginny złapała rozmówczynię za rękę, zmuszając by spojrzała jej w oczy – mnie nie oszukasz. Za dobrze cię znam. Mów.
- To naprawdę nie jest czas i miejsce... - Gryfonka wymownie wskazała wzrokiem na syna.
- Hugo, zostawisz nas na chwilę same? - zapytała Ginny.
- To nie będzie konieczne - weszła jej w słowo przyjaciółka. - Chyba będę musiała cię pożegnać. Już jestem spóźniona do pracy.
- Jeśli nie masz nic przeciwko zostanę z moim chrześniakiem. Na pewno zanudziłby się z Tobą w Ministerstwie. Każdy by się tam zanudził!
- Chyba masz rację... - Hermiona zaśmiała się nerwowo. - Dzięki. W takim razie lecę! - Cmoknęła syna w czoło, uścisnęła przyjaciółkę i teleportowała się.
Kiedy w kuchni zostali już tylko Ginny i Hugo, Ruda spojrzała na chłopca wyczekującym wzrokiem.
- Więc? Opowiesz mi wszystko? Bo tu dzieje się coś złego, a ja nie wiem co - westchnęła.
- Nie zaczy...
- ...na się zdania od „więc”. Wiem - przerwała mu zniecierpliwiona Ugh, ta przemądrzałość Hermiony przemawiająca nawet przez jej syna, czasem potrafiła doprowadzić do szału. - Mów, bo nie mamy za wiele czasu. Dziś sobota, mama pracuje krótko, a to chyba długa opowieść.
- O tak... - mały westchnął i usiadł po turecku na podłodze. - Wszystko zaczęło się jakoś w sierpniu...
Kiedy Hugo skończył, Ruda milczała jeszcze przez dłuższą chwilę. To, co usłyszała kompletnie ją zaskoczyło. Przecież to była wzorowa, kochającą się rodzina. Byli podawani jako przykład. Jak to się stało? Wszystko wskazuje na to, że małżeństwo Rona i Hermiony się rozpada. W opowieści chłopca brakowało jednak najważniejszego: przyczyny. O tym jednym szczególe musi jej powiedzieć sama zainteresowana, bo od małego się nie dowie. On sam pewnie też czuje, że jest świadkiem jedynie skutków czegoś, co miało miejsce całkiem niedawno.
- Gdzie masz tę karteczkę, którą dał ci tata? - zapytała w końcu Ginny, rozdzierając tym samym wszechobecną ciszę.
- Tu jest. Proszę. - Mały wyciągnął z kieszeni spodenek złożony kawałek papieru i podał go cioci. Ruda przebiegła wzrokiem po tekście. Już po pierwszych linijkach zachłysnęła się powietrzem. Gdyby nie to, że jej brat miał takie charakterystyczne i koślawe pismo, pomyślałaby, że ktoś się pod niego podszywa. Sekundę później zmięła kartkę z gniewem, a jej twarz poczerwieniała ze złości. Ron naprawdę był głupszy od gumochłona.
Pierwszy dzień w pracy nie należał
do najprzyjemniejszych. Spojrzenia i szepty wcale nie ustały, ale Hermiona
postanowiła je całkowicie ignorować. W przerwie na lunch zdecydowała się
opuścić Ministerstwo, bo atmosfera w jej otoczeniu z chwili na chwilę coraz
bardziej gęstniała. Korzystając z sieci Fiuu przeniosła się do ulubionej kawiarni.
Zajęła swój stolik i złożyła zamówienie u kelnera, który pojawił się przy niej
niemal natychmiast. Jej myśli znów zaczęły krążyć wokół prawie-byłego-męża,
więc potrząsnęła głową, jakby chcąc wyrzucić z niej niepożądane obrazy.
Podniosła wzrok i rozejrzała się po pomieszczeniu, jak to miała w zwyczaju.
Lubiła patrzeć na ludzi. Mimowolnie spojrzała w róg pomieszczenie i krew
odpłynęła jej z twarzy, po to, by zaraz powrócić i zaznaczyć na jej policzkach
soczyste rumieńce. Przy tym samym
stoliku siedział ten sam mężczyzna i
patrzył na nią w ten sam sposób.
Przełknęła ślinę i szybko spuściła wzrok. Z ulgą przyjęła pojawienie się
kelnera z jej kawą. Wypiła ją przesadnie szybko i – nawet nie prosząc o
rachunek – rzuciła na stół banknot, po czym nie rozglądając się na boki weszła
prosto do kominka. Szkoda, bo nie zobaczyła już pełnego satysfakcji uśmiechu
mężczyzny, który niespiesznie dopijał swoje espresso.
Kolejne dni nie różniły się od
siebie niemal niczym. Hermiona odprowadzała Hugona do przedszkola, potem
poświęcała się swoim obowiązkom w Ministerstwie jeszcze bardziej sumiennie niż
zwykle, w przerwie na lunch wychodziła do kawiarni i codziennie spotykała tam tego człowieka. Powoli zaczęła
przyzwyczajać się do jego obecności i zaczynała już sądzić, że nic nie przerwie
tej dziwnej rutyny, kiedy w piątek stało się coś nieoczekiwanego. Hermiona
zajęła swój stolik przy oknie, ale kiedy spojrzała w róg sali, gdzie
spodziewała się zobaczyć bruneta – ujrzała parę staruszków. Lekko zaniepokojona
zmarszczyła brwi. Ciekawe co takiego się stało, że go nie ma. Kątem oka
zobaczyła kelnera, który pojawił się tuż obok niej. Podniosła wzrok by złożyć
zamówienie, ale głos uwiązł jej w gardle. To wcale nie był kelner. To był on. Uśmiechnął się uroczo i odezwał się
bardzo niskim, głębokim głosem:
-
Przepraszam, czy można? – zapytał, patrząc jej prosto w oczy. Odchrząknęła
zmieszana i tylko pokiwała głową. – Widzi pani, spóźniłem się dziś i ktoś mnie
już podsiadł – dodał przepraszająco. Dalsza rozmowa potoczyła się już całkiem
swobodnie. Garet – bo tak się przedstawił mężczyzna – okazał się być bardzo
elokwentnym i gadatliwym biznesmenem. Twierdził, że posiada małą firmę, ale
patrząc na jego drogie ubrania, błyszczący zegarek i nienaganną fryzurę
Hermiona doszła do wniosku, że to musi być coś znacznie większego. Aż wstyd jej się zrobiło, kiedy uświadomiła
sobie jak blado wygląda przy nowym znajomym. Skarciła się w duchu za to, że nie
chciało jej się rano umyć włosów. Będzie musiała coś z tym zrobić. Z wielką
niechęcią pożegnała się z Garetem, kiedy wskazówki zegara wskazały koniec
przerwy. Wróciła do biura z szerokim uśmiechem, który szybko zamienił się w
grymas.
- Pani Weasley, pani prawnik czeka w gabinecie – poinformowała ją sekretarka. Podziękowała krótko i szybko weszła do swojego biura. W istocie, w fotelu siedział jej adwokat. Wstał z miejsca gdy tylko ją zobaczył, przywitał się, a gdy zajęła miejsce naprzeciw niego, przesunął po blacie dużą brązową kopertę. Rzuciła mu podejrzliwe spojrzenie i bez zbędnych pytań rozerwała papier. Przebiegła wzrokiem po tekście i zacisnęła usta w cienką linię.
- Pani Weasley, pani prawnik czeka w gabinecie – poinformowała ją sekretarka. Podziękowała krótko i szybko weszła do swojego biura. W istocie, w fotelu siedział jej adwokat. Wstał z miejsca gdy tylko ją zobaczył, przywitał się, a gdy zajęła miejsce naprzeciw niego, przesunął po blacie dużą brązową kopertę. Rzuciła mu podejrzliwe spojrzenie i bez zbędnych pytań rozerwała papier. Przebiegła wzrokiem po tekście i zacisnęła usta w cienką linię.
- Czyli
wszystko załatwione? – upewniła się.
- Tak,
sprawa jest zakończona – odpowiedział prawnik wyćwiczonym tonem.
-
Zakończona – brunetka powtórzyła słowa mężczyzny, jakby chciała w ten sposób
przekazać tę informację swojej świadomości. – W takim razie dziękuję
panu. Honorarium jeszcze dzisiaj znajdzie się w pańskiej skrytce.
-
Dziękuję, pani Weasley.
- Granger
– poprawiła go Hermiona, dobitnie akcentując każdą sylabę swojego nazwiska. Mężczyzna
nie odpowiedział, rzucił jej tylko spojrzenie mówiące „oczywiście”. Pożegnał
się skinieniem głowy i już go nie było. Kiedy zniknął, Hermiona opadła ciężko
na fotel i westchnęła, zamykając oczy. I tak oto skończyło się jej małżeństwo z
Ronem.
Odtąd już dwoje, chociaż byli jedno.
Odtąd już dwoje, chociaż byli jedno.
***
*nawiązanie
do słów Jana Pawła II
Bum, cyk, cyk i Ron'a juz nie ma! :D Teraz tylko czekam, aby Hermiona spotkała Dracona i BOOM, zakochała się w nim, a on w niej!
OdpowiedzUsuńDobra, dobra koniec żartów. Rozdział jak zawsze jest fantastyczny, można powiedzieć/napisać, że wywaliłaś Rona, wiec wszystko zbliża się ku lepszemu. Czekam na następny rozdział 😚
www.crazy-in-love-dramione.blogspot.com
Pozdrawiam #Hedwiga
Coś mi się zdaje że ten Ron jeszcze trochę namąci w życiu Hermiony, przecież nie da się tak z dnia na dzień skreślić człowieka, z którym było się blisko przez większość życia! :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPa pa Ron! Wcale nie będę tęskinić :*
OdpowiedzUsuńRozdział genialny! Czekam teraz z niecierpliwością na Draco. Jestem baardzo ciekawa, jak dalej potoczy się ta historia.
Czekam na następny rozdział :)
Pozdrawiam
Druella
Dobrze, że Hermiona nie bawiła się "w drugą szansę", chociaż wydaje mi się, że Ron tak łatwo nie odpuści. I kim tak naprawdę jest Garet? Może wszędzie widzę spiski i doszukuję się drugiego dna, ale obstawiam, że ktoś się pod niego podszywa używając eliksiru wielosokowego (Ron? Draco?).
OdpowiedzUsuńWidać, że Hugo odziedziczył po mamie nawyk poprawiania ludzi i wytykania im błędów xp
Pozdrawiam ;))
No to jest nas dwie, ja też mam wrażenie że coś tu śmierdzi! :D
UsuńPrzepraszam, że komentarz tak późno, ale dopiero przeczytałam :c
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ❤ Kocham opis wybryków Hugo z przedszkola. No i uwagę o Ronie i o czasie, kiedy nauczył się pisać też! ❤
Być może już to mówiłam, ale jestem tak upierdliwym człowiekiem, że muszę to napisać (bądź przypomnieć): masz tak lekki styl, że ja zaczynam czytać wzgłębiam się... I w sekundę kończę. A potem jestem głodna.
Ten Garet jest podejrzany, ja to wiem. Zbyt łatwo się pojawił. I te spojrzenia. Uh, to cuchnie na kilometr.
Niestety, nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na kolejny rozdział ❤
Życzę weny i czasu! :)
Pozdrawiam serdecznie,
Feltson
Ty to masz nosa! :) Mnie też nie podoba się ten cały Garet, choć uśmiech ma słodki, nie powiem :D
UsuńCo do długości - wiesz jak jest. Piszę i piszę i mam wrażenie że zaplamiłam już kilometry papieru, a kiedy na koniec zachwycona czytam swoje dzieło, to okazuje się, że wcale tak imponująco długie nie jest... :D Mimo to bardzo staram się żeby wrzucać takie odcinki, które zawierają choć odrobinę akcji :D
Super rozdział! Ten cały Garet coś mi się niepodoba. Wreszcie Hermiona pozbyła się Rona, chodź czuję, że nie na długo! Czekam z niecierpliwością na następny rozdział! :)
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do LBA! Tutaj masz szczegóły: http://opowiadaniepoczatekkonca.blogspot.com/2016/02/nominacja-lba-nominacja-do-liebster.html
Masz rację, Noelio, ja też mam wrażenie że Ron wcale nie odszedł jeszcze do lamusa! No ale nic to, pozostaje nam czekać na to co będzie dalej. Sama jestem ciekawa! :D
UsuńI ja jeszcze tego nie skomentowałam? Naprawiam już swój błąd!
OdpowiedzUsuńKolejny dobry rozdział. :)
Hugo jest uroczy - ma potencjał po stryjach w zdobycia tytułu urwisa roku. ^^
Nie rozwlekałaś też sprawy z rozwodem, co mnie bardzo cieszy. :)
A postać Gareta intryguje!
Pozdrawiam ciepło!
Dziękuję, za miłe słowa! Wiesz, dla Hermiony cały ten rozwód też był trudny, nie miałam serca jeszcze dokładać jej przykrości, obie chciałyśmy się z tym szybko uporać! :)
UsuńMam nadzieję, że smakowała Ci gorąca czekolada! Cytrusowa nutka zawsze poprawia mi humor :D
Rach ciach i Ron mówi bye :D To lubię ;)
OdpowiedzUsuńGinny i Hugo nieźle się dogadują. Dobrze, że jej wszystko powiedział.
Ten Gared jest hmm intrygujący ;)
Oczywiście czekam na dalszy ciąg i życzę weny :)
Pozdrawiam
Arcanum Felis
http://simply-irresistible-dramione.blogspot.com/